sobota, 2 stycznia 2016

003. THE ROAD

Czerwiec, rok 1997

- Malfoy, powiesz nam wreszcie o co chodzi? - Blaise przytrzymał blondyna, gdy próbował ich wyminąć. Był dziwnie podekscytowany od jakiegoś czasu ale tego dnia znaleźli go na czwartym piętrze roztrzęsionego, wpatrującego się z uporem w ścieżkę, prowadzącą do bramy Hogwartu. - Ja rozumiem wzruszenie końcem szkoły, ale takich wahań nastroju to nawet u Pansy nie widziałem.
- Udało mi się. - Zacisnął mocniej palce na kamiennym parapecie, uśmiechając się nerwowo.
- Zdać egzaminy? No to gratuluję.
- Nie o tym mówię! - Spojrzał na nich z błyskiem w oczach. - Udało mi się wykonać zadanie. To stanie się dzisiaj. I was nie powinno tu wtedy być. - Ostatnie zdanie dodał ciszej, jakby do samego siebie.
- W takim razie o czym do cholery mówisz? Mam dosyć tych twoich tajemnic! - Pierwszy raz widzieli Teodora tak zirytowanego. Jeszcze nikomu nie udało się go wyprowadzić aż tak z równowagi.
- Nie mogę wam powiedzieć co się stanie, ale mogę wam delikatnie zasugerować co się będzie działo, jeśli wieczorem się gdzieś nie zaszyjecie. - Oparł się o murek, wpatrując się z zamyśleniem wgłąb korytarza. - Wszystko już jest gotowe, to kwestia kilku godzin.
- Smoku, lepiej zajrzyj do Skrzydła Szpitalnego bo najwidoczniej coś masz z głową. - Zabini popukał się palcem w czoło.
- Jak bardzo daje się we znaki? - zapytał już dużo spokojniejszym tonem Teodor, przyglądając się uważnie przyjacielowi.
- Piekielnie. Muszą go strasznie palce świerzbić. - Draco nieświadomie potarł przedramię, na którym miał wypalony Mroczny Znak. Nie uszło to uwadze Notta. Blondynowi często zdarzał się ten odruch w tym roku. - Oni nie będą mieli litości dla nikogo, kto stanie im na drodze, dobrze o tym wiecie.
Usłyszeli czyjeś kroki i śmiechy, a po chwili zza rogu wyszła grupka Puchonów z młodszych roczników. Minęli ich, ściszając głosy i zerkając na nich ukradkiem.
- Lepiej poszukaj Abigail - dodał Malfoy, kiedy mijał Teo. Po chwili zostali na korytarzu znów sami. Zabini wpatrywał się w gęste korony drzew Zakazanego Lasu.
- Kiedyś wszyscy tego pożałujemy - westchnął cicho Blaise, chowając dłonie do kieszeni spodni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz