środa, 6 stycznia 2016

007. THE ROAD

Maj, rok 1998

Czarny Pan został pokonany.

Narcyza wciąż obejmowała go mocno. Kilka kosmyków jej jasnych włosów wymknęło się spod gładkiego uczesania. Lucjusz jedynie położył mu dłoń na ramieniu. Miał rozciętą wargę i poszarpaną szatę. Nie brali udziału w ostatnim etapie wojny. Skupili się na odnalezieniu syna. W głowie wciąż słyszał rozpaczliwy głos matki, gdy w ostatnim momencie powstrzymała jednego z wielu bezimiennych sługusów Voldemorta przed skrzywdzeniem go.

Czarny Pan został pokonany. Raz na zawsze.

Odgłosy radości ze zwycięstwa dobiegały do nich jakby z oddali. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Draco miał jednak świadomość, że któregoś dnia czarodziejskie społeczeństwo przypomni sobie o ich rodzinie. Cisnącej się teraz do siebie przy jednym ze stołów w Wielkiej Sali. Nie udzieliła im się ogólna radość. Nic w tym dziwnego.

Dostrzegł siedzącego pod ścianą Teodora. Jego szata była okurzona, gdzieniegdzie pobrudzona krwią i nadpalona. Na jego pobrudzonej sadzą twarzy widniał promienny uśmiech. Skierowany do jednej osoby. Abigail siedziała obok niego i opatrywała głębokie rozcięcie na jego ramieniu. Była w nieco lepszym stanie. Choć na jej nadgarstkach wciąż widać było ślady po magicznych więzach, którymi jeszcze nie tak dawno była spętana, gdy Carrowowie w ramach szlabanu postanowili ją torturować. Miała rozciętą wargę ale mimo bólu jaki jej to sprawiało również się uśmiechała.

Odetchnął głęboko, czując niewyobrażalny spokój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz