wtorek, 5 stycznia 2016

006. THE ROAD

Kwiecień, rok 1998 

- Ty kurwo...! - We dwóch musieli go przytrzymać, aby nie rzucił się na Alecto Carrow, która chwilę wcześniej użyła Cruciatusa na Abigail.
- Czyżbyś miał coś do powiedzenia, Nott? - warknęła kobieta, podchodząc do nich i celując różdżką w pierś Teodora. Zabini puścił przyjaciela i spojrzał na leżącą na podłodze dziewczynę. Nikt nie odważył się do niej podejść, sprawdzić czy nic jej nie jest po takiej dawce zaklęć. Nikt nie chciał nadstawiać karku.
- A ty gdzie się wybierasz, Malfoy? - Zobaczył przed sobą twarz Amycusa wykrzywioną w paskudnym uśmiechu.
- Odrobinę szacunku, Carrow. Nie jestem byle kim, żebyś mi mówił co mam robić.
- Jesteś tylko uczniem, smarkaczu.
- O ile mnie pamięć nie myli to ja w zeszłym roku wykonywałem najważniejsze zadanie dla Czarnego Pana, nie ty czy twoja siostra, tylko właśnie ja - wysyczał Draco, wyjmując swoją różdżkę i przykładając ją mężczyźnie do gardła. - To chyba coś znaczy, prawda? Więc zejdź mi z drogi. I niech Alecto zabierze łapy od mojego przyjaciela.

Carrowowie niechętnie odstąpili i zaczęli rozganiać tłum, jaki zebrał się dookoła nich. Ktoś zagwizdał głośno, ktoś inny poklepał Teodora po plecach, jeszcze ktoś inny spojrzał na Draco nawet przyjaźnie.

Wielkanoc, rok 1998

- Dlaczego nie wyjechałeś jak większość? - Draco siedział na fotelu w niemal pustym salonie Ślizgonów. Większość uczniów spędzała święta w domu, Pansy i Zabini także wyjechali.
- Po co? - zapytał cicho Teo, nie podnosząc wzroku znad książki z zaklęciami, którą studiował od kilku dni niemal bez przerwy.
- Żeby spędzić czas z ojcem?
- Mój ojciec wciąż czeka aż oznajmię, że moim jedynym pragnieniem jest służyć Czarnemu Panu - prychnął pod nosem, spoglądając na przyjaciela.
- Czego byś zatem chciał?
- Szczerze? Chciałbym zapewnić bezpieczeństwo Abigail. Jeśli złapią Złote Trio i zabiją Pottera to nic już ich nie powstrzyma. Każdy, kto będzie się stawiał zostanie zesłany do Azkabanu albo zabity.
Draco po raz kolejny nieświadomie potarł Mroczny Znak na swoim przedramieniu. Ostatnio coraz częściej mu się to zdarzało, co nie uszło uwadze Teo.
- Myślę, że Potter niedługo nam się objawi. Zapewne w towarzystwie Granger i Weasleya.
- Skąd taka myśl?
Blondyn wzruszył w odpowiedzi ramionami. Voldemort był wściekły, gdy Potterowi udało się uciec z jego rodzinnego dworu. Od tamtej pory bywał często niespokojny, zaostrzył poszukiwania ale tamci jakby zapadli się pod ziemię. Z jednej strony był z tego powodu zadowolony, tym bardziej, że wina spadła na Bellatrix, która miała się nimi zająć, z drugiej strony obawiał się, że po następnej takiej porażce Riddle może chcieć obarczyć winą Lucjusza. Bał się, że ucierpi na tym jego matka. O siebie już od dawna się nie martwił, można by rzec, że z początkiem panowania Czarnego Pana postawił na sobie krzyżyk. Jeśli wygrają tę wojnę, do końca życia będzie zmuszony służyć Voldemortowi, jeśli przegrają... Cóż, nie czekało go nic innego jak odsiadka w Azkabanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz