niedziela, 3 stycznia 2016

004. THE ROAD

Sierpień, rok 1997

Siedzieli w milczeniu na murku już od dłuższego czasu. Teo z pozoru bezmyślnie wpatrywał się w powoli ciemniejące niebo, Draco wbił ponure spojrzenie w kępkę polnych kwiatów kilka metrów od nich.
- Udało mi się dotrzeć do Abigail dosłownie minuty przed tym, jak rozpętało się piekło.
Widzieli się po raz pierwszy od tamtego czasu. Za kilka dni miał się zacząć kolejny semestr. Ostatni rok w ich szkolnej karierze.
- Pewnie i tak nie przeżyje. - Blondyn wzruszył ramionami, nie zaszczycając przyjaciela spojrzeniem.
- Zarażasz optymizmem.
- Wiesz przecież, kto będzie uczył w tym roku. Carrowie. Nie należą do cierpliwych czy pobłażliwych. Nie będą się długo zastanawiali zanim miotną w kogoś Cruciatusem. My jesteśmy po ich stronie, ale znasz Gryfonów i ich waleczne serca, będą się stawiali. A ona należała do tej całej Gwardii.
- Nie pozwolę im jej skrzywdzić.
- A oni długo nie pozwolą ci się nacieszyć zwycięstwem. Nie jesteś do końca jednym z nas, może ci się oberwać za to twoje bycie szlachetnym.
- Niech robią co chcą z Gryfonami, ale Abigail dotknąć im nie pozwolę.
- Jesteś albo bardzo odważny, albo bardzo głupi, Teo. I to wszystko z powodu jakiejś tam dziewczyny - westchnął Draco, uśmiechając się do przyjaciela.

Grudzień, rok 1997

Kiedyś w porze posiłków Wielka Sala rozbrzmiewała beztroskimi rozmowami i śmiechem. Teraz panowała tu niemal cmentarna cisza. Blaise ze znudzeniem rozglądał się po pomieszczeniu, podpierając głowę na ręce. Teodor siedział z nosem w książce ale Draco dostrzegł, że spogląda czasem uważnie na stół nauczycielski i w kierunku odległego końca stołu Krukonów, gdzie w ciszy siedziała Abigail ze swoimi przyjaciółmi. Zauważył, że w pobliżu właśnie tej grupki zawsze kręcą się młodsze dzieciaki. Nic dziwnego, że Nott był dużo o nią spokojniejszy. Potrafiła sama o siebie zadbać i nie musiał nadstawiać karku. Zabini także dostrzegł niecodzienne zachowanie towarzysza.
- Jak ci się układa z Panną-Jednak-Wygrałem-Głupi-Zakład?
- Możesz przestać tak o niej mówić? - Teo spojrzał na niego, odkładając zamkniętą już książkę na stół. - To już naprawdę przestało być zabawne.
- Nie czepiaj się Diabła, jest po prostu zazdrosny - mruknął Draco. Ich sprzeczki zwykle kończyły się tylko śmiechem ale dzisiaj nie miał ochoty w nich uczestniczyć. Voldemort stawał się coraz bardziej przewrażliwiony na punkcie Pottera i swojej pozycji w magicznym świecie. Co niestety odbijało się też na jakości ich życia w szkole. Carrowowie prowokowani durnymi wybrykami Gwardii zrobili się jeszcze gorsi, a wydawało się, że już bardziej okrutni i tak być nie mogą. Wielu rodziców stawiło się w szkole po swoje dzieci. Nie dziwił im się, sam w tej sytuacji pewnie zrobiłby to samo.
- Nie oceniaj jej tylko po wyglądzie. Może i jest typem ślicznotki, ale ta dziewczyna położyłaby cię w skrzydle szpitalnym, gdyby chciała. Albo potraktowała jakimś paskudnym zaklęciem.
- Wiem, wiem. - Blaise spojrzał na przyjaciela. - Po prostu to jakiś sen chyba. - Machnął niedbale ręką w bliżej nieokreślonym kierunku chcąc pokazać jak bardzo wszystko ma na myśli.
- Koszmar na dodatek - mruknął Draco, spoglądając na stół Gryfonów. Nigdy nie widział ich tak posępnych i skupionych. Zastanawiał się co takiego znowu knują. Ta cisza nie mogła oznaczać nic dobrego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz