poniedziałek, 11 stycznia 2016

012. THE ROAD

Październik, rok 1998

- Mam wrażenie, czy Granger coś zmieniła w swoim wyglądzie?
- Dopiero teraz to zauważyłeś? Brawo! - rzucił sarkastycznie Blaise, siedząc na parapecie, gdy czekali na nauczyciela obrony przed czarną magią. Gryfonka stała przy drzwiach czytając oczywiście podręcznik, aby powtórzyć ostatni temat.
- Obcięła włosy?
- Spostrzegawczość godna oszołomionego gumochłona, chłopie. Od początku roku wszystkie dziewczyny zachwycają się jej nowymi włosami.
- Nie zrobiła tego, żeby lepiej wyglądać - wtrącił się do ich rozmowy Teo, również rzucając spojrzenie w kierunku Hermiony. Szybko jednak wrócił do swojego podręcznika, w przeciwieństwie do Diabła, który niemal bezczelnie gapił się na dziewczynę.
- Ale tak podziałało.
- Muszę przyznać, że bardzo - przyznał szczerze Nott, nie mogąc teraz odmówić Gryfonce urody. Ona też pewnie nie spodziewała się, że będzie tak świetnie wyglądać.
- Masz dziewczynę, Teo.
- A ty, Diable, kręcisz z Lisą.
- Draco, Granger jest cała twoja - zaśmiał się Zabini.
- Ale gdzie się podziała ta długa szopa, z której można było się pośmiać?
- Nie mam pojęcia jak udało jej się tak wygładzić włosy, może w Australii spotkała jakiegoś czarodzieja-fryzjera.
- A skróciła je, bo tak było wygodniej. Prawdopodobnie przez trzy miesiące ciągle była w podróży, gdy szukała rodziców - zakończył rozmowę Teo, widząc zbliżającego się nauczyciela.

Noc Duchów, rok 1998

W tym roku do tej uczty nauczyciele podeszli z wielką fantazją i w magiczny sposób powiększyli pomieszczenie. Poznikały cztery uczniowskie stoły, zamiast tego pojawiło się wiele okrągłych stolików z czarnymi obrusami i srebrną zastawą, pasującą do czarno-pomarańczowego wystroju Wielkiej Sali. Nauczycielski stół był teraz owalny, bogato udekorowany w czerń i srebro. Pod sufitem jak zawsze latały nietoperze, w wydrążonych dyniach płonęły magiczne, niegasnące płomienie. W tym roku nie obowiązywały ich czarne proste szaty i tiary, a szaty wyjściowe. Z tego też powodu tydzień wcześniej odbyły się dwa całodniowe wyjścia do Hogsmeade, które szybko postawiono na nogi po wojnie. Wielu czarodziejów czystej krwi postanowiło tutaj założyć rodziny odkąd wioska i jej mieszkańcy wsławili się w wielkiej bitwie o Hogwart, o cały czarodziejski świat. Co za tym idzie pojawiło się więcej sklepów i kawiarni, na czym nie ucierpiały starsze. Uczniowie potrafili być bardzo sentymentalni i cieszyły ich głównie nowe sklepy ze sprzętem sportowym, z magicznymi grami i gadżetami. Dziewczyny najczęściej odwiedzały sklepy z ubraniami, nie tylko po to, by zamówić nowy mundurek czy wnieść poprawki krawieckie w starym, aby wciąż się jakoś godnie prezentował. Młodsi chłopcy kręcili się w pobliżu sklepu ze słodyczami i Magicznych Dowcipów Weasleyów, który bliźniacy otworzyli w miejscu starego sklepu Zonka. Wykupili budynek już dawno i po wojnie rozkręcili tutaj tak samo popularny sklep, jak ten ich na Pokątnej. Ci starsi, już prawie mężczyźni, skupiali się na sklepie oferującym bogaty asortyment związany z Quidditchem i nowo otwartym pubie, gdzie wstęp mieli tylko uczniowie, którzy ukończyli już szesnaście lat. Nie wpuszczano też nikogo, kto miał więcej niż dwadzieścia jeden lat. Wyjątkiem były osoby zasłużone w wojnie, bar miał być jak najbardziej przyjazny nastolatkom.
- Oni to zrobili po to, żebyśmy wszyscy byli jak najbardziej zjednoczeni, prawda? Chcą na siłę wszystkich pogodzić, choć od wieków tak to właśnie wyglądało! Rywalizowaliśmy ze sobą, kłóciliśmy się, to kształtuje nasze charaktery. Najlepsi często nie są aż tak przyjaźni.
- No, z tym to dyrektorka przesadziła - mruknął Blaise. - Podoba mi się takie jednoczenie nas, ale tylko wtedy, gdy w grę wchodzą ładne dziewczyny.
- Więc dlaczego nie zaprosiłeś Lisy?
- Urządziła mi awanturę jak zobaczyła, że zamieniam słówko czy dwa z rudowłosą złośnicą.
- Całowałeś siostrę Weasleya? Diable!

O dwudziestej pierwszej dyrektorka uciszyła salę, aby przemówić po raz drugi. Przed ucztą wygłosiła kilka zdań na temat uczczenia wszystkich, którzy ponieśli śmierć w bitwie. Nie zostawiła ich jednak w tak pesymistycznych nastrojach i dodała, aby cieszyli się tym, co nadejdzie, ponieważ nastały wreszcie najlepsze czasy, o jakich każdy mógł marzyć. Przyszłość nie stała pod znakiem zapytania, nie musieli się lękać potężnego czarnoksiężnika czyhającego na ich życie, jeśli podejmą złą decyzję. I choć wszyscy będą pamiętać o tych, których stracili teraz mogą budować swoją bezpieczną, pewną przyszłość.
- Chciałabym wam wszystkim podziękować za to, że przybyliście tutaj i spędziliście miło czas w towarzystwie swoich rówieśników z innych domów, swoich starszych i młodszych kolegów. Dziękuję, że obyło się bez żadnego wybryku. - Kilka osób zaśmiało się po tej uwadze. - Muszę się już niestety pożegnać z tymi, którzy nie ukończyli jeszcze szesnastu lat. Mam nadzieję, że się najedliście i otworzyliście swoje umysły na tyle, aby w poniedziałek wrócić na zajęcia z nowymi chęciami do nauki. I do przyjaźni. A teraz zmykajcie do łóżek, aby odespać dzisiejsze świętowanie. Starszych uczniów poproszę o powstanie, aby zmienić nieco wystrój sali. - Wszyscy posłusznie, bez szemrania wstali. Młodsze dzieciaki trochę narzekały, że nie mogą bawić się "z dorosłymi" tak długo, jak mogli oni. Ale wszyscy byli w miarę dobrych nastrojach, słychać było śmiechy i rozmowy, gdy opuszczali Wielką Salę. Dyrektorka machnęła kilka razy różdżką i wiele stolików poznikało, a wszystkie pozostałe ułożyły się wokół oświetlonego srebrzystym światłem parkietu. Na stolikach pojawiły się pomarańczowe i czarne świece, natomiast te zawieszone czarodziejsko pod sklepieniem pogasły, tak samo jak większość dyniowych latarni. Do srebrnej zastawy dodano kryształowe kieliszki. Na stołach królowały teraz desery i karafki z alkoholem, gdzieniegdzie stały półmiski wypełnione sałatkami na słodko, z owocami, i tymi na słono, z grilowanym kurczakiem i bakłażanem. Kiedy ponownie zajęli miejsca, niektórzy musieli się gdzieś dosiąść, gdy część ich kolacyjnych towarzyszy pomaszerowała do łóżek. Jeszcze bardziej ich to wymieszało. Dyrektorka osiągnęła to, co zamierzała.
- Jako, że wy jesteście najbliżsi budowania tej nowej, solidnej przyszłości, myślę, że powinniście lepiej się poznać. Może wam się to przydać w dalszym życiu. Szkolne przyjaźnie często pomagają w rozwijaniu kariery, nie ukrywajmy tego. Wszyscy macie potencjał, aby stworzyć społeczeństwo pełne inteligentnych, pełnych entuzjazmu ludzi. Szóstoklasiści weszli w tym roku na ścieżkę kreaowania swojej przyszłości zawodowej, siódmoklasiści i ci, którzy wrócili, aby ostatni rok powtarzać, jesteście już o krok od uzyskania pełnego wykształcenia, jakie ta szkoła może wam zapewnić. W pewien sposób my, nauczyciele, zaczynamy się powoli z wami żegnać. Widzieliśmy jak dorastacie, byliśmy świadkami wielu waszych osiągnięć. I niech ten ostatni rok nie będzie inny. Czekają was w tym roku najważniejsze egzaminy, które zaważą na waszym życiu. Ale dzisiaj pozwalamy wam na odrobinę relaksu... i szaleństwa. - Machnęła ponownie różdżką w skomplikowany sposób i znikąd popłynęła wyjątkowo przyjemna muzyka. Dyrektorka usiadła przy stole dając im tym znak, że mogą robić już co chcą. I to było wszystkim jak najbardziej na rękę. W ruch poszły kieliszki i alkohol.

- Diable, ty naprawdę tak z Wiewiórą? - Po czwartej dolewce Ognistej każdy zrobił się jakoś bardziej otwarty i przyjacielski. Byli nawet bardzo uprzejmi, gdy jakaś Puchonka podeszła do nich z zapytaniem, czy mają może u siebie na stoliku nalewkę kawową, bo oni już swoją skończyli. Blaise oddał jej wszystkie butelki jakie mieli, w tym swoją do połowy pełną, bo sam był wielkim smakoszem tego trunku.
- Mówiłem już, że tylko z nią rozmawiałem - odparł Blaise z nonszalancją, popijając kolejną szklaneczkę alkoholu. - Przecież wszyscy wiemy, że ona kręci z Potterem.
- Którego tu nie ma - powiedział dobitnie Draco, posyłając przyjacielowi wesoły uśmiech znad swojego kieliszka. - A to niezłe wyzwanie dla ciebie, poderwać dziewczynę Wybrańca będąc podłym Ślizgonem.
- Przystojnym, ale podłym - dodała Abigail rzucając im karcące spojrzenie choć bawiło ją w jaki sposób próbowali rzucić wyzwanie pijanemu Zabiniemu. - Jak się dowiem, że padła ofiarą jakiegoś waszego zakładu to wszyscy bardzo źle skończycie.
- Nie martw się, złociutka, ja nie mam zamiaru się w nic pakować. Muszę się pogodzić z Lisą zanim ta impreza się skończy. - Wstał od stołu z dziarskim uśmiechem i pomaszerował w kierunku stolika, przy którym siedziała Krukonka, aby poprosić swoją wybrankę do tańca. Na parkiecie było już kilkanaście par, wśród których mogli dostrzec nawet kilku nauczycieli.
- Nie będzie jutro tego pamiętał.
- Nie ma szans.

- Mogę się przysiąść? - Uprzejmy, dziewczęcy głos oderwał ich od oglądania wyczynów Diabła na parkiecie, przy czym zanosili się śmiechem.
- Oczywiście! - Teo natychmiast wstał i wskazał jej krzesło z szarmanckim uśmiechem. Draco nie był tak optymistyczny. Granger naprawdę się na niego uwzięła.
- Wszyscy mi pouciekali na parkiet, a ja niespecjalnie lubię tańczyć.
- Może nie spotkałaś jeszcze dobrego partnera. - Sam nie wiedział dlaczego to powiedział. Nie zdążył ugryźć się w język. Może dlatego, że już sporo wypił, a może z powodu Gryfonki, która wyglądała dzisiaj wyjątkowo ładnie. Jej włosy były luźno upięte i dużo jaśniejsze niż gdy ostatni raz ją widział. Zauważył, że pociągnęła naturalnie długie rzęsy kilka razy tuszem co dawało fenomenalny efekt w tym świetle. Usta miała podkreślone szminką w ciepłym, naturalnym kolorze. Nie zwrócił szczególnej uwagi na to, w co była ubrana. Za bardzo urzekł go jej uśmiech, co już na pewno spowodowała duża ilość Ognistej.
- Możliwe. I nie zapowiada się, żebym tej nocy spotkała - zaśmiała się dziewczyna spoglądając na Draco. Nie widział w jej oczach nienawiści, nawet niechęci nie dostrzegł. Rozmawiała z nimi jak z równymi sobie choć była jedyną mugolaczką wśród jego czystokrwistego towarzystwa. Zdziwiło go, że nie pomyślał o niej tym razem jak o szlamie. Nie słyszał tego słowa od tak dawna, że teraz wywołało u niego obrzydzenie co odmalowało się ledwo widocznie na jego przystojnej twarzy. Upił szybko kilka łyków alkoholu.
- Nie bądź tego taka pewna, Granger.
- A co, chcesz mi udowodnić, że się mylę, Malfoy? - Jego nazwisko w jej ustach nie brzmiało już tak jak kiedyś. Ale wyczuł nutę prowokacji z jej strony.
- Żebyś wiedziała, że chcę - oznajmił ku zaskoczeniu wszystkich, choć on sam chyba był najbardziej zaskoczony. Ale jak już zrobił pierwszy krok, to głupio byłoby nie pójść dalej. Z byle jaką gracją wstał i wyciągnął dłoń w kierunku Gryfonki. - Uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?
- Żebyś wiedział, że zatańczę - odpowiedziała dziewczyna i podniosła się z krzesła. Dopiero teraz zwrócił uwagę na jej sukienkę. Miała bardzo prostą czarną górę na grubych ramiączkach, świetnie dopasowaną tam gdzie trzeba i odpowiednio wąską w talii. Dół był na bazie koła i uszyty był z kilku warstw czarnego i białego materiału. Wyglądało to bardzo ładnie w połączeniu z czarnymi, prostymi szpilkami. I mimo wysokich obcasów była od niego o głowę niższa, co oczywiście w ogóle nie przeszkadzało tak świetnemu tancerzowi jak on.

Po kilku utworach postanowili wrócić do stolika, gdzie zastali tylko Zabiniego.
- O, Hermiona! Jak miło! - Pomachał do nich i pokazał na ledwo napoczętą przez niego butelkę Ognistej. - Napijecie się ze mną?
- Blaise, tobie już wystarczy - powiedziała ze śmiechem Gryfonka i odsunęła alkohol poza zasięg jego rąk.
- Hermiona, no weź. - Spojrzał na nią z oburzeniem.
- Już wzięłam. Nie pijesz więcej. Inaczej będę musiała ci wlepić ujemne punkty. A tego nie chcesz, prawda?
- No doobra.
- Nie taki Diabeł straszny, jakim go malują - mruknął Draco sięgając po alkohol, który teraz znalazł się bliżej niego. - A w ogóle to gdzie Nott?
- Poszedł gdzieś z Abigail. - Na jego twarzy pojawił się znaczący uśmieszek. - No jak dzisiaj nie zaliczy to już do końca w niego zwątpię... O kurczę. - Spojrzał na Hermionę z przepraszającą miną. - Nie powinienem się tak wyrażać w towarzystwie damy.
- Sugerujesz, że Nott ma zamiar przelecieć moją przyjaciółkę?!
- Daj spokój, Granger. Są dorośli.
- Ona jest od niego młodsza! Jeśli okaże się, że to prawda to już nigdy nie będzie w stanie nawet o tym pomyśleć.
- Hermiona, ja tak tylko głupio powiedziałem bo jestem pijany, przecież wiesz - wydukał Blaise próbując jakoś uspokoić dziewczynę. - On do ślubu będzie dla niej czekał!
- Miał już wiele okazji i do tej pory tego nie zrobił, nie musisz panikować. Napij się ze mną lepiej. - Blondyn podał jej szklankę z Ognistą i spojrzał na nią wyczekująco. Gryfonka westchnęła ciężko i upiła kilka łyków whisky przy czym nawet na moment się nie skrzywiła, co nie uszło uwadze Ślizgona. Musiał przyznać, że ją w tym momencie podziwiał. Do tego smaku trzeba było przywyknąć, a nawet jemu czasem jeszcze zdarzało się zmarszczyć nieznacznie nos.
- No widzicie, jak ładnie i grzecznie sobie razem pijecie. - Blaise wzniósł szklankę w geście toastu i wypił na raz całą zawartość po czym oparł ręce na blacie stolika i najzwyczajniej w świecie sobie przysnął.
- Lepiej go stąd zabierzmy niż zobaczy nas jakiś nauczyciel. - Hermiona jak zawsze wykazywała się większym rozsądkiem niż osoby, w których towarzystwie była. - Narobi sobie i nam kłopotów.
- Wstawaj, Diable. Idziemy do łóżka - zachichotał Draco pomagając przyjacielowi wstać. Granger poszła pierwsza sprawdzając czy na ich drodze nie kręci się żaden nauczyciel. Nie spodziewał się, że będzie razem z nią brał udział w takim komicznie ważnym zadaniu, jak odprowadzenie słaniającego się na nogach Zabiniego do jego łóżka.
- Dalej musisz sobie jakoś poradzić - szepnęła dziewczyna, gdy dotarli do pod ścianę, gdzie było wejście do salonu wspólnego Ślizgonów.
- Dzięki.
- Lepiej nie odstawiajcie więcej takich pijackich numerów, możecie wylecieć, a tobie to chyba bardzo nie na rękę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz