poniedziałek, 4 stycznia 2016

005. THE ROAD

Luty, rok 1998

Kiedy pod koniec stycznia myśleli, że zima już odpuszcza, drugi tydzień lutego powitał ich zaśnieżonymi błoniami i przenikającym przez mury zamku mrozem. Rok temu większość uczniów pewnie siedziałaby na zewnątrz, ślizgając się na zamarzniętym jeziorze, bawiąc się w śniegu lub po prostu inaczej beztrosko spędzając czas. Teraz wszyscy siedzieli w swoich pokojach, grzejąc się przy kominkach, odrabiając zadania w bibliotece czy tak jak niektórzy w Pokoju Życzeń snując plany, jak uprzykrzyć życie Śmierciożercom. Draco nie różnił się w tym przypadku od innych. Siedział na swoim ulubionym fotelu przed kominkiem w salonie Slytherinu. Zabini leżał rozwalony na kanapie nie przejmując się, że ktoś też mógłby chcieć sobie usiąść. Pansy siedziała na dywanie przed nimi, ze znudzeniem przerzucając strony podręcznika do transmutacji.
- Widział ktoś Notta po obiedzie? - zapytał ciemnoskóry chłopak, spoglądając na blondyna i jego dwóch nieco tępych osiłków, siedzących niedaleko nich przy stoliku.
- Jest na kolejnej schadzce z Abigail - odparła znudzony Draco, nie odrywając spojrzenia od kominka. - Właściwie to powinien już wrócić. Jeśli któreś z Carrowów ich przyłapie będą mieli problemy.
- Od kiedy ty się tak troszczysz o innych?

Marzec, rok 1998

Nie troszczył się tak o wszystkich. Miał na uwadze dobro tylko kilku osób, w tym właśnie Teodora. Może i nie wyglądało to tak, jakby byli ze sobą specjalnie zżyci. Ot zwykła szkolna przyjaźń, jak z Diabłem czy Pansy, choć ona akurat przez długi czas liczyła na coś więcej. A jednak Nott znaczył dla niego dużo więcej niż ktokolwiek inny w szkole. Obserwował ciemnowłosego przyjaciela, kiedy ten pisał wypracowanie na eliksiry. Był piątkowy wieczór i mogliby go spędzić zupełnie inaczej ale Blaise miał coś innego do roboty, Pansy natomiast oznajmiła, że więcej do nich nie przychodzi. Więc siedzieli we dwóch w bibliotece, gdzie Teo siedział na najwygodniejszym fotelu z grubą książką na kolanach i dwoma rolkami zapisanego pergaminu oraz trzecią, którą dopiero zaczynał. Chwilę wcześniej Draco snuł się za nim jak cień między regałami, gdy szukał odpowiednich książek.
- Wszystkich nas wykończy ten rok, nie tylko Gryfonów.
- Na pewno nie wszystkich, Draco. - Uśmiechnął się nieznacznie, odkładając pióro na bok i spoglądając na młodego Malfoya.
- Co masz na myśli?
- Sporo rodzin zdążyło opuścić kraj, zauważyłeś przecież ile dzieciaków zniknęło już w ciągu pierwszego semestru, ile w ogóle nie wróciło tutaj po wakacjach.
- Nie jestem w stanie pojąć twojego niczym niezmąconego optymizmu. W tym wypadku niepoprawnego. Martwię się o twój psychiczny stan, Teo.
Nott wzruszył tylko ramionami i wrócił do pisania pracy. Chwilę siedzieli w milczeniu; Draco wsłuchiwał się w dźwięk pióra skrobiącego po papierze.
- Abigail sprzeciwiła się rodzicom i postanowiła zostać w Hogwarcie. Myślisz, że zrobiła to ze względu na mnie czy raczej ze względu na cały magiczny świat?
- Myślę, że doszła do wniosku, że będziesz potrzebował ochrony w nowym Hogwarcie. Mam nadzieję, że takiej odpowiedzi się spodziewałeś. - Teodor uśmiechnął się chowając wszystkie swoje rzeczy do torby i zabrał książki, aby poodkładać je na miejsce. Draco trzymał się krok za nim.
- Dzielna jest. Albo głupia. - Powiedział po chwili blondyn, opierając się ramieniem o regał i obserwując kolegę. - Zależy czy została, aby ratować świat, czy dla ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz